Lubię
wiedzieć, co czytały osoby, które mnie fascynują. Perfidnie przeglądam także
biblioteczki znajomym i rodzinie poszukując czegoś co być może uwiedzie mnie na tyle, że zapiszę
tytuł w kalendarzu i poszukam danej pozycji. Gorzej, gdy chwytam książkę w pięknej oprawie
a tu... ozdobny pustak. Zawód niewyobrażalny. Książka mówi wiele o
zainteresowaniach, podejściu do życia jak i dążeniach człowieka, dlatego
kwestia tego co czytała Marilyn wydaje mi się istotna.
Marilyn
odbiera się poprzez pryzmat większości jej ról- uśmiechniętych słodkich idiotek,
za to zapomina się o jej ogromnej motywacji do zdobywania wiedzy jak i pogłębiania
swoich zainteresowań. Może Lorelei Lee nie podjęłaby się przeczytania Ulissesa,
za to Marilyn Monroe tak.
Podobno
biblioteczka Marilyn zawierała w sobie około 400 pozycji, które zresztą zostały
spisane -chętnych odsyłam tutaj: http://blog.everlasting-star.net/marilyn-monroe/marilyns-library/.
Począwszy od książek psychologicznych, poprzez ogrodnictwo a skończywszy na
literaturze pięknej. Ciekawy przekrój.
Christa
Maerker w książce ,,Marilyn Monroe i Arthur Miller” obrazuje Marilyn jako osobę
zagubioną, wiecznie próbującą odkryć siebie jak i szukającą u innych
intelektualnych inspiracji. Być może oczekującą pewnego poprowadzenia za rękę w
tak rozległym temacie jak literatura piękna. Z pewnością pragnęła tego od
Arthura Millera.
,,Jest poszukującą duszą, która w życiu, u
Prousta i u Rilkego, w poezji- tym skrócie prawd, w swojej wielkiej słabości- a
także u swoich analityków i nauczycieli sztuki aktorskiej: Nataszy, Czechowa,
Lee i Pauli Strasbergów, u kolegów, reżyserów i kamerzystów- wciąż poszukuje”.
Oto
co pisał o jej czytelniczym zamiłowaniu Miller w swoich ,, Zakrętach czasu”:
,,Powiedziała, że lubi
poezję, wyszukaliśmy zatem jakiegoś Frosta, Whitmana i E.E. Cummingsa. Cudowna
rzeczą było obserwować, jak poruszając wargami cichutko czyta Cummingsa- co
robiła z tych wierszy, które były tak proste i zarazem tak wyrafinowane? Nie
potrafiłem umieścić jej w żadnym znanym mi świecie; jak korek unoszący się na
oceanie, mogła rozpocząć wędrówkę z drugiej strony ziemskiego globu, albo tuż
obok, na plaży, w odległości stu jardów. Czytała z lękiem w oczach, jak
uczennica, która boi się, że ktoś ją przyłapie, ale nagle roześmiała się
szczerze i naturalnie ze zwrotu- niespodzianki, ukrytego w wierszu o kulawym
sprzedawcy baloników, ,,i to jest wiosna”. Naiwny zachwyt na jej twarzy,
zachwyt, którym spontanicznie reagowała na stylizowany utwór, zrodził między
nami nić porozumienia. ,,I to jest wiosna” powtarzała, kiedy wracaliśmy do
samochodu, śmiejąc się znowu tak, jakby niespodzianie otrzymała podarek.”
Czyżby
o to chodziło?
gdy
świat rozpływa się w zachwytach kałuż
ten
stary
dziwak
sprzedawca baloników gwiżdże
daleki i
malutki
a
basia i jadzia porzucają grę w klasy i skakankę
i
przybiegają w podskokach i
jest
wiosna
Nie mogę się doczekać, gdy dorwę kolejne biografie- szczególnie ,,Fragmenty".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz